Najnowsze wpisy, strona 6


lut 14 2004 W rytmie uczuć...
Komentarze: 10

Elo elo:) to znowu ja...powracam z nową dawką pozytywnego nastawienia;))) ajajaj:)))) hihi wystarczył jeden samotny wieczorek + dużooooo przemyśleń i znowu odradzam się;))))) jej i niech tak zostanie;) Ch...na to kłade bo i tak damy rade...razem "kto sie poddaje te przegrywa..." cytacik z mojej naj plytki Fenomen "Efekt" Track 8 gorąco polecam!nanana..ta piosenka daje mi energie;) poza tym to musze przyznac ze duzo oj duzo sie dzieje, jakies nietypowe akcje szkolne.:/ no ale kij z tym . . . jak narazie wszystko ok oprocz tego "Na codzień z tym obcuje, czuje że górę biorą emocje, nic co ludzkie nie jest mi obce, Na codzień z tym obcuję, czuję że reaguję na boźdzce..." nanana....nanana;))))  aaaahh jesio jeden cytacik "Chłopak nie łam się..." hihi no i się nie łame;) a raczej składam hehe yoł kolego jak klocki lego:D:D

Jakoś dziwnie ten wiczór leci:D:D... juz przeszlo 2 w nocy teraz jest a ja prawie nie spałem...a wszystko to zaczęło się od tego że zacząłem sobie wspominać i bardzo intensywnie analizować wszystko co się dzieje między mną i innymi... ok...miałem się poddać ale jesio tego nie zrobie...ktoś mi już chyba mówił że uparty jestem hehe:) no i taka prawda:P nie wiem co tym osiągne ale sie nie poddam i będe dalej walczył...to jest wniosek...chyba mam narazie dobry humor...oby mi taki przez dzisiejszy dzien zostal... ciekawe co jesio wymyślą, nie ma co nowy prezydent ma fantazję...bujną:P dobra jush kończę;) ......

.....aaa no i jesio pozdrawiam systkie koleshanki i kolezki:) hehe :) pozdro dla Was ludzie;) stawajcie na przeciw nudzie;) lalala...a teraz robie taki myczek idem spac:D:D hehe dobra spadam bo coś czuje ze pisze od rzeczy:D:D:D jak tak pisze to napiszcie to w komach (komentarzach) naraaaaa:)

heh aaa wasnie taki fajny wierszyk na walentynki dla was:D:D:D


:::?Szczęscie?:::

Szczęście moje...
Być z wami razem:D
Kochać szczerze
Bo w to wierze
Żyć radośnie
Tak i w wiośnie
Tak i w zimie
Tak i latem
Jak jesienią
Kiedy liście
Się rumienią
Tak i w lesie
Miłość niesie
Bo to luty:D
Czas uniesień
Serca wzniesień
My cieszymy
Się niezmiernie
Będąc przy kimś
Stale, wiernie
No bo miłość
Do osoby
To jak rwiąca
Cudna rzeka
Wyczekując na
Człowieka...
 
heh no to na tego mmmmm wierszyka??

 

aaaa wlasnie ... korzystając z okazji chciałbym prosić o zmianę prezydenta Rybnika:D:D:D za dużo policji ostatnio w Centrum...a dzięki komu? dzięki panom xxx (dreski, satany i inne "gangsta")...wrrrr...w imieniu każdego obywatela tego jakże spokojnego miaste apeluje aby sobie szanowny Pan Adam Ffff w swojej luksusowej dzielinicy ich zatrudnił:P u nas nie są potrzebni:D:D:D ciągle tylko nachodzą na niewinne osoby... co tu qde ma być?:P nu nu:D:D:D ahh...no comment:P heh oki juz 2:20 ja spadam spac.... heh pozdrofka dla wszytkich !!! trzymejcie sie mocno... mebli... :D:D

tony_15 : :
lut 06 2004 Szacunek dla tych... co odeszli!
Komentarze: 18

Siema jak tam u was leci.... zastanawiam sie po co wogole prowdzic tego bloga... tak po troszku nie cche zeby nieznajomi co wchodza na tego bloga czytli jak przezywam kolejne dni... dlatego jak zauwazyliscie od poczatku jak powstal moj blog starlem sie wcale nie pisac albo minimun jak spedzalem dzien za dniem... zawsze starlem sie rzucic jakies tamaty....
W naszym zyciu przezywamy wiele szczesliwych i radosnych chwil, ale nie brakuje równiez tych chwil, które ofiarowują cierpienie. Nikt nic na to nie poradzi, tak już poprostu jest i trzeba do tego przywyknąć. Do wzlotów i upadków. Te chwile możne podzielic na dwa rodzaje... pierwsze, którego losy mozemy odwrócic, zmienic ich bieg wydarzen i drugie, które z chwila nastapienia nie da sie cofnąć:(

Ostatnio zastanawiam się nad zjawiskiem którego nie możemy zatrzymać.... śmierć kogoś bliskiego. W ostatnim okresie intensywniej myślę na ten temat gdyż wielu ludzi dookoła odchodzi. Niestety... stało się! Odszedł ktoś kogo bardzo ceniłem mimo że nie znałem bezpośrednio i osobiście, ktoś czytający pomyśli... "więc o co chodzi?" a dokładnie chodzi oto, że ten człowiek był ważną osóbą w życiu kogoś kogo bardzo lubiem, na kogo mogę liczyć w każdej chwili. Poza tym nie umiem przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy, zwłaszcza krzywdy bliskich mi osób. Przecież to samo mogło dotknąć mnie lub kogoś z mojej rodziny!!!

Jeśli czytając tą notkę wydaje Ci się bezsensowna, odpuść...sobie i nie czytaj dalej! Jeśli jednak nie, to zastanów się troszke.... Kto z Was chciałby aby ktoś bliski odszedł? NIKT... ale popatrzmy na to z innej perspektywy. Ta osoba nas nie opuszcza... w fizycznmy tego słowa znaczeniu tak, ale wszystko zależy od tego jakie miejsce damy tej osobie w naszym sercu i jak tą postać w nim ulokujemy. Szanujmy się nawzajem, na codzień... nie tylko tych co są wśród nas, szanujmy także tych co odeszli z tego świata. Jaka to się złość może narodzić gdy ktoś bliski odejdzie. Czyż nie tak? czy nie jest tak, że często w takiej sytuacji gniewamy się na Boga? ...odpowiedzi szukajcie w sercu! Nie wiem jak to napisac... ale nie powinnismy sie gniewać na Boga i obwiniać go za to... życie kazdej osoby jest juz zaplanowane wraz z chwilą jej nardzenia się... tego biegu sie nie da zmienic...:( Jedni dozyja starosci i zasną s spokoju... drudzy zgina w meczarniach.... a jeszcze inni odejdą z tego swiata szybciej niż sie mogą spodziewac.... Pomyslicie na pewno co ja moge pisać o takich rzeczach... ale kiedyś będąc malym spotkal mnie pech itp...umieralem... ale widocznie ten co czuwa nad nami mial wobec mnie jeszcze jakies plany i dzieki niemu moglem poznac wielu wspanialych ludzi - was.....W tej oto notce chcę przekazać coś co jest oczywiste. Poprostu szara rzeczywistość, codzienność nie zawsze pozwala nam się nad tym głębiej zastanowić.... Być może niktórym ta notka moze sie wydawać nudna i wogóle jednak zastanówmy sie troche kazdy sam niech zajrzy w dusze i odpowie sobie na ten temat...

Pod koniec, zapewne już zasypiacie..... (ta osoba wie, że to do niej)....pamiętaj o tym, że masz nas... PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ... otwieram swe serce by wydobyć z niego całą dobroć, pomocność i wszystko co najlepsze mogę Ci zaoferować by Cię wesprzeć.Wiem, że nigdy się nie poddasz...

tony_15 : :
sty 24 2004 KrAsNoLuDkI sĄ nA śWiEcIe:D:P (a ja już...
Komentarze: 35

ELOOO!!!!! Dzisiejsza notka będzie inniejsza niż zwykle, ponieważ nie pisze jej Krasnal-tony:D:P
tylko ja czyli król ogórków:]... Może na początku napisze wam czamu nazywam Tomka, krasnalem:D
i skąd go znam??? albo lepiej niee..szkoda pisania:P.... no dobra dobra moga coś tu
napisać:D a jak się tu znalazłam to to sama nie wiem:P..no więc tak znam Tonego od kilku miesięcy, poznaliśmy się przez gg.
Na początku gadaliśmy o pierdołach np. pytałam go czy przypadkiem się juz nie znamy bo
widziałam podobnego gościa na mojej ul.kartonowej 9/0... no ale później się okazało że
 on też tam mieszka tylko przy budce telefonicznej czyli kartonowej 4/7. Nie wiedziałam że
jest moim sąsiadem myślałam ze sobie żartuje, więc postanowiłam zajść na koniec ulicy i
poszukać "domu" pod nr.4/7. I wiecie co????!!!!! Faktycznie mieszkał tam, specjalnie przeczytałam
tabliczke, na której pisało "Serdecznie witam wszystkich gości, pod warunkiem że mają dla mnie
jakiś miły podarek z "najbardziej złotodajnego dziś towaru..."-Krasnal Mrówka..... No dobra
tym razem uwierzyłam dzięki tej tabliczce wiedziałam ze nie kłamie!!....Następnego dnia
przeczytałam artykuł.."Krasnoludek składa się z okrągłej dyniowatej głowy zakończonej
 koniecznie szpiczastą czapeczką, ma wielkie wyłupiaste oczy i strasznie nastroszone
brwi, pod okrągłym nosem sumiasty wąs i długa gęsta broda.Ostatnim krzykiem mody w świecie
krasnoludków są czerwone czapeczki, czerwone spodenki, spódniczki a nawet czerwone chodaczki"
heh fajną mode mają te krasnale ale zastanawiłam się czy Krasnal Tony też tak wygląda czy nie,
niee widziałam jego fotki ale tak sobie pomyślałam ze na kartonowej nie ma żadnego krasnala,
i że to nie możliwe żeby on był krasnalem... Niedawno kumpela
opowiadała mi ze widziała w sklepie krasnala który chciał sobie kupić coś do ubrania
ale nieststy niee udało mu się bo... słuchajcie:..krasnoludek pyta:"Czy są czapki,
rozmiar 13? Niestety nie mamy takich małych rozmiarów. Najmniejszy numer, to 25. A czy są
kurtki, rozmiar 13? Niestety, nie ma takich małych rozmiarów kurtek w sprzedaży. Najmniejszy
rozmiar to 25, ale mamy kalosze o rozmiarze 13.Niestety, tak małych kaloszy to ja nie noszę.
Mój rozmiar to 25."... kumpela prawie popłakała się ze śmiechu w tym sklepie heh i słyszała
jeszcze jak sprzedawca mówił że to niee jego wina że krasnale są takie małe..a wiecie ile
krasnale mają wzrostu??? 130 albo i nawet mniej:D... aaa zapomniałam dodac że w tym artykule
pisało także o tym, że krasnale mją schizzzy!!:D..."Nasz wysłannik przypadkowo usłyszał
jak ordynator szpitala psychiatrycznego pytał pielęgniarkę: Jak się czuje ten pacjent, który
wczoraj twierdził, że jest krasnoludkiem? Ooo, dużo lepiej. Obecnie mówi, że jest karłem."
albo jak lekarz pytał pacjenta "Jak pan się nazywa: Jestem Koszałek Opałek. Przecież w
zeszłym tygodniu twierdził pan, że jest królewną Śnieżką. Owszem, ale to było moje
panieńskie nazwisko!".... heh ta notka nie jest o Tonym!!!! żeby sobie ktoś nie pomyślał że
go nie lubie i że go obrażam!!! tylko wymyśliłam na niego przezwisko krasnal bo jest przeciwieństwem
krasnali i jest dużyy bo ma 192 a nie tak jak krasnale 130:D heh i chyba niee ma schizzzzów:P
no i nie jest moim sasiadem on mieszka w Orzepowicach a ja nie heh... więc mówie jeszcze raz
to niee jest notka o TOMKU tylko o PRZECIWIEŃSTWIE TOMKA!!! heh mam nadzieje że nikt tak
sobie nie pomyślał..że go obrażam czy co...aa i przepraszam że napisałam takie pierdoły!!
heh mam nadzieje że mi wybaczycie!! A pod koniec chciałbym pozdrowić Tonego i tych wszystkich
 których zawsze pozdrawia...aaa i napisza wam taką piękniutką pieśń o krasnalach:D:P heh
no to papapa i jeszcze raz przepraszam za tak durną notke...
Czy krasnoludki są na świecie
o tym nie każdy chyba wie
tak się już składa, że wiele rzeczy
na krasnoludki zwala się
Gdy znikną z szafy konfitury
gdy się w rachunki wkradnie błąd
gdy w sklepie się ujawni manko
to krasnoludki - no bo kto?
Ye, ye, ye, ye, ye
źle bawicie się
ye, ye, ye, ye
oj krasnoludki źle bawicie się
Czy krasnoludki są na świecie
ja myślę, że na pewno są
kto łamie krzesła na koncercie
to krasnoludki - no bo kto ?
Ye, ye, ye, ye, ye.........
Czy krasnoludki są na świecie
wielu z nas wątpliwości ma
a więc popatrzmy dookoła
może się znajdą pośród nas :D

tony_15 : :
sty 19 2004 ******potem powiem tytuł:P******
Komentarze: 16

Ale dziś jestem zmęczony. Cały ranek myłem zęby. Bardzo wyczerpujące zajęcie. Przyszli po mnie i zabrali mnie do jakiegoś profesora, czy doktora… nie pamiętam. Zaczął zadawać mi dziwne pytania, wiec zacząłem mu głupio odpowiadać :
- Czy nie wydaje się panu, że jest pan na przykład … Napoleonem?
- Nie. Napoleon to ten blondyn spod 176, ja zaś jestem Jan Sebastian Bach - kompozytor.
- Aha - powiedział i zapisał coś w notesiku. Coś jak "mania wielkości".
- Czy nie boi się pan klamek, okien, krat, itp.?
- Klamek nie, bo już wszystkie ktoś zabrał. Może to pan?
- Nie, to nie ja.
- Jest pan pewien? Może to właśnie pan się ich bał i kazał je powyciągać?
- Nie, to znaczy niech będzie dla spokoju tak. - wyciągnąłem notesik i zapisałem : "symptomy klaustrofobii".
- A może ma pan lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami? - dodałem.
- Tak trochę - odparł - Szczególnie, gdy jest ciemno. - skreśliłem "symptomy", zmieniłem "klaustrofobii" na "ewidentna klaustrofobia" i dwa razy to podkreśliłem.
- Tak, to ciekawe. A jak się pan nazywa?
- Ja? Ja jestem nic nie znaczącym, małym, szarym człowieczkiem. - dopisałem : "kompleks niższości".
- Tak, no to dziękuję za uwagę.
- Nie ma za co. Eee… To jest… Czy mogę pana o coś zapytać?
- Słucham ? - odrzekłem wyniośle
- Kim ja jestem z zawodu?
- Bo ja wiem…Może sprzątaczką. Albo śmieciarzem. Albo świniarzem.
- O! Właśnie! Świniarzem! Dziękuję…Chrrra…Chrrra… bardzo.
- To do widzenia!
- Do…Chrra…kliii… kliii… - i wybiegł dziwnie zgarbiony.  Kurcze...:(:(:(:(:( Dziś w telewizji był western. `Siedmiu wspaniałych`. A w gazecie napisali, że "Stawka większa niż życie". Już sami nie wiedzą co piszą.

Po południu był u mnie jeden z nich i zrobił mi zastrzyk. Zapomniał jednak zabrać jakichś ampułek. Chyba specjalnie je zostawił, więc je zjadłem. Teraz czuję się trochę dziwnie. O, słoń! Mam wrażenie, ze jestem gdzieś w piekarniku, a obok mnie piecze się ciasto z kruszonką. Taaaaa Za mało cukru. jest dość ciemno, ale ja mam długie ręce. Nawet nie wiedziałem. Trzy razy dwanaście. Nie wiem. W zeszłym miesiącu. Ale żar. Więcej chleba! Patrzę na przełaj związku luźnego, powiązanego z kulą u płotu, ale i żyrafa tez nie ma takiej potrzeby, co wcale nie tłumaczy płaskości Ziemi. Na Księżycu jest niebywale żałosna atmosfera, która i tak już jest zanieczyszczona, a najbardziej, to idziemy pod prąd, chociaż kto wie… Mam wodowstręt i wodogłowie. NIE MA! SKLEP JUŻ ZAMKNIĘTY! No, chodź już. Jaki? Czas? Makrela? Chyba ogórek… Nie garb się. Masz… sz… sz… … … .. .. . . Ide sie przespac....

Po przebudzeniu okazało się, ze znajduję się w izolatce. Posłuchałem ich rozmowy. Mówią, że zjadłem relanium. Może. Jednak muszę zwrócić uwagę, że cały czas spałem. Gdy tylko spostrzegli, że się obudziłem, podszedł do mnie jeden z nich i spytał :
- Skąd miał pan tabletki? - ponieważ nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, odrzekłem :
- Mama mi przysłała w paczce.
- Niech pan nie opowiada głupstw, to jest oddział zamknięty. Tu nikt nie ma prawa wstępu.
- Może, ale ja je dostałem w paczce - upierałem się twardo przy swoim.
- Proszę się nie wygłupiać, to jest bardzo ważne.
- No dobrze. Powiem prawdę.
- No, nareszcie. Wiec skąd?
- Od cioci.
- K…. mać!
- Nie, ona z zawodu jest reporterka.
- Yhhh…
- Słucham?
- Zamknij się, kretynie!
- Że co? Niby ja?
- Już nie wytrzymam. Środki uspokajające! - tu zwrócił się do swojego kolegi.
- Dla niego?
- Nie, dla mnie!
- Lecę.
Nastąpiła cisza pełna konsternacji. Gdy jego towarzysz odszedł, zaczął się we mnie wpatrywać wzrokiem, który nie wróżył nic dobrego. W końcu zapytałem:
- Przepraszam, a o jakie pastylki chodzi?
- AAAARRRRGGGGHHHH! YEEEE! LALALA! BLE, BLE! - krzyknął i schował się pod stół. Cóż, chyba jakiś wariat, nie?

Siedzę sobie w swoim pokoiku, aż tu nagle otwiera się okienko w drzwiach i zagląda do mnie jakaś głowa. Za chwile druga. Potem trzecia i czwarta. Zdziwiony wstałem i podszedłem bliżej. Usłyszałem rozmowę:
- To bardzo niebezpieczny przypadek. Wykończył nerwowo naszego doktora i jednego pielęgniarza. Jeśli chcecie na nim praktykować, to zawsze się wcześniej konsultujcie ze mną. Jasne?
- Tak. - odparł jeden z nich - Czy możemy zacząć już teraz?
- W zasadzie, to czemu nie? Wchodźcie. - powiedział i otworzył drzwi do mojego pokoiku.
Weszli tylko troje.Ten czwarty najpierw patrzył trochę przez okienko, a potem sobie poszedł z dziwnym uśmiechem na twarzy. Jeden z nich zwrócił się do mnie:
- Dzień dobry. Nazywam się Marcin Karulek. Jestem tu, aby panu pomóc.
- Dzień dobry. - odpowiedziałem - Ja nazywam się Jan Bach, ale nie bardzo wiem w czym ma mi panu pomoc. Mógłby pan to sprecyzować?
- Cóż, chodzą słuchy, że nie czuje się pan najlepiej … to znaczy jeśli chodzi o… wie pan… głowę.
- Ja tam nigdy nie wierzę plotkom. - odparłem wykrętnie.
- Ale nie wszystkie są fałszywe.
- Tak pan sadzi?
- Tak.
- To ciekawe.
- Nie powiedziałbym.
- A ja tak.
- No, ale może przejdźmy do rzeczy. Wiec twierdzi pan, że nazywa się Bach, prawda? - zapytał.
- Wydawało mi się, że przedstawiłem się na początku rozmowy…
- Ależ tak, oczywiście. A nie wydaje się panu dziwne, że osoba o takim samym nazwisku już kiedyś żyła i to kawał czasu temu, a teraz pan nosi to samo miano?
- No cóż, może to i trochę dziwne,ale co pan powie na to, że ja znam osobiście Marcina Karulka, który chodził ze mną do szkoły?
- Po prostu zbieg okoliczności.
- To samo mogę powiedzieć o swoim nazwisku.
- Tak… To może na dzisiaj skończymy rozmowę, dobrze?
- Prawdę mówiąc, jeszcze chętnie bym ja kontynuował, ale jeśli nie ma pan czasu, to trudno…
- To do widzenia.
- Żegnam.
Wstał i wyszedł ze swoimi kompanami. W przelocie zdążyłem tylko zauważyć, ze łyka jakieś białe pigułki.

Rozmyślam nad zmianą nazwiska. :D:D:D:D:D

Może Sienkiewicz? Nie, to by kwestionowało istnienie Kmicica. A może… Washington? Nie, jeden prezydent już wystarczy. To może… sam nie wiem. Już wiem! Zdecydowałem się w końcu na Lecha Wałęsę.

To by byo na tylke EPIZODU I pt. "Niedziela Pana Tomasz Mróweczki kochanej i ogójka i scypiorka i...." jak wam sie podobal to w nastepnej notce bedzie drugi:P heh Pozdro!!!!!!!!!!!

 

tony_15 : :
sty 17 2004 Łysol Dresiarz....
Komentarze: 20

W jednym z Polskich miast, w willowej dzielnicy,
mieszkał dresiarz Łysy - postrach okolicy.
Bali się go wszyscy: i starzy, i młodzi,
nikt przy zdrowych zmysłach mu w drogę nie wchodził.

Jeździł wieczorami gdzieś na dyskoteki,
wyrywał panienki na swą kurtkę w ćwieki.
Dres miał nienaganny, komórkę za paskiem,
obuwie sportowe i czapeczkę z daszkiem.

Szaliczek kibola miał kilkumetrowy,
bo kark miał ogromny u podstawy głowy.
Zaś głowę niewielką - mały wrzód na szyi,
w małej główce lekarze sensor mu zaszyli.

Imitował bodźce za mózg uszkodzony.
Dla kumpli kiboli był, jak brat rodzony.
Rozkręcał zadymy i walił "bejsbolem".
Łysy był naprawdę wzorowym kibolem.

Całkiem łysy był Łysy, ale nie był skinem.
Skiny w dresach nie chodzą, nie szpanują tyle.
Włosy same mu wyszły od anabolików,
w uchu nosił dwanaście gównianych kolczyków.

Co drugą sobotę wyjeżdża z kumplami
bronić swej drużyny, walczyć z kibicami.
Po ostatniej bójce chodzi załamany,
bo przez szalikowców kij ma popękany.

A w każdą niedzielę, gdy mają ochotę,
jadą samochodem wyzywać hołotę.
Staną przy bulwarze, głośny miuzik leci,
oglądają "laski" - którą kto przeleci.

Łysy ma pragnienie, więc mięśnie napręża,
przyjmuje postawy i wzrok swój wytęża.
Jak się któraś spojrzy, znaczy: zakochana,
nie ważne czy ładna, ważne, że pijana.

Poderwać panienkę - przecież żadna sztuka,
wyciąga komórkę i PIN-kodu szuka,
a że jego umysł trochę obolały,
potrafi tak szukać nawet tydzień cały.

Wszystkie młode laski lecą na komorę,
a gdy im pokaże, jaką on ma furę,
z której na "full volume" nawala muzyka,
nie musi się męczyć, bo już chcą się ****** 

Wypada panienki wziąć do samochodu,
jedna siada z tyłu, ta ładniejsza z przodu,
pojeżdżą godzinę jeszcze ulicami
i pójdą do pubu napić się z kumplami.

Panienki szczęśliwe, że im się trafiło,
taki ekstra chłopak, fajny, że aż miło.
Zaprosił na piwo i postawił loda,
a te jego mięśnie! - Aż ogarnia trwoga.

Łysy to nie frajer i zawsze się dzieli,
tą brzydszą odstąpił kolegom, bo chcieli.
Ta ładniejsza - głupsza i oto chodziło,
nie musi nic mówić, jej i tak jest miło.

Zabiera ją za miasto, wyłącza maszynę,
Potem przez minutę *******                                                                                                                            Dziewczyna się waha. Łysy ją prostuje:
"Jak nie będziesz moja, to ci mordę skuję!".

Dziewczyna szybciutko robotę skończyła,
Łysy jest szczęśliwy, komorą wywija,
Wydzwania po kumplach, chwali się zdobyczą,
Panienka już szlocha - one zawsze ryczą.

Pojechał do miasta, zostawił dziewczynę.
W barze z dresiarzami pił piwo godzinę.
Zaraz dyskoteka - zbiera się drużyna,
Pewnie się nawinie kolejna dziewczyna.

Dresy robią swoje, każda na to leci,
Komórka przy pasku na zielono świeci.
Bramkarz w dyskotece - z pakerni kolega,
Wygląda nietęgo - "Tobie co dolega?"

"O! Łysy! Cześć Brachu! Źle się dzisiaj czuję,
Nie ma anaboli, sterydów brakuje.
Pakowałem dzisiaj ze cztery godziny,
żyły mi spękały, jądra się skurczyły!"

"O kurde! Cholera! Ale jaja, bracie!
Ja Ci mówię, cholera, załóż w paski gacie.
Jakem Łysy, Ci mówię - dresy to podstawa.
Bez dresów, cholera, to żadna zabawa.

O jądra się nie martw, to skutek uboczny,
Masz jądra skurczone, ale triceps mocny.
Mi się, bracie, zwoje na mózgu prostują,
Ale jestem paker, dresy mi pasują."

Postali tak chwilę. Łysy wszedł na salę.
"Wynocha studenty, bo komu przywalę!
Uczyć się, wynocha! Ja tu dzisiaj rządzę!
Ty w bryłach! Masz pecha, daj swoje pieniądze!"

Studenci, frajerzy, nie chcieli dać szmalu,
Dostali po zębach, nie ma ich w lokalu.
Siadają do stołu, zamawiają piwo,
Lecz nagle komórki wydzwaniają żywo.

Dzwonią kumple, co tańczą gdzieś dalej na sali,
Widzieli, jak studenci po ryju dostali.
"Mamy ekstra towar! Panienki nieśmiałe!
Przychodź Łysy do nas!                                                                                                                                                  
"Very dzięki, chłopaki, później tam się zjawię.
Postawicie piwo i będzie po sprawie.
Te wasze panienki dawno zaliczyłem!
Dzisiaj się na chlanie raczej nastawiłem."

Poszedł Łysy do kibla, wydalić urynę,
Wypił tyle piwa, że lał przez godzinę.
W kiblu tak cuchnęło, jakby ścierwo gniło,
Musiał puścić pawia, wtedy mu ulżyło.

Każda dyskoteka wygląda tak samo,
Łysy zamiast tańczyć, wciąż stoi pod ścianą,
Nie może się ruszać, bolą go zakwasy,
Zresztą nadmiar ruchu grozi spadkiem masy.

Łysy zawsze czeka do czwartej nad ranem,
Wtedy to dziewczyny są bardziej pijane.
Co się potem dzieje, dobrze wiecie sami,
Chyba, że jesteście jeszcze prawiczkami.

Rano, w poniedziałek, kac mu czaszkę kraje,
Chciałby Łysy pospać, lecz do pracy wstaje.
Oczy ma przekrwione i oddech niezdrowy,
Wyciąga z lodówki woreczek foliowy.

To najlepsze Łysego lekarstwo na kaca,
Przykłada do czoła i wzrok mu powraca.
Potem nożyczkami woreczek rozcina,
Wypija zeń mleko, kac natychmiast mija.

Po dobrym śniadaniu zjada kilo koksów,
Zakłada swe dresy, ubiór dla fachowców.
Przed wyjściem z domu pożegnał się z mamą
Mama kocha syna i syn ją tak samo.

Przed domem już czeka na niego drużyna.
Trochę zimno na dworze. Łysy dres zapina.
"Czuwaj Głąby! Się macie!" - wita się z kumplami.
"Się masz Łysy! Palancie!". Łysy trzasnął drzwiami.

Łysy zawsze wozi kolegów do roboty,
Bo to kumple z dzielnicy, co lubią kłopoty.
Żaden frajer wieczorem ulicą nie chodzi,
Bo w nocy na ulicach żądzą gniewni młodzi.

Łysy tylko jednego u kumpli nie znosi,
że każdy z nich na dresach cztery paski nosi.
Łysy jest rasowym "dresiarzem metkowcem",
On nosi oryginały, nie wierzy w promocje.

Zaś kumple łysego mocno przekonani,
że pasek od firmy w prezencie dostali.
Swoje dresy tanio na targu kupili,
A resztę pieniędzy wieczorem przepili.

Łysy lubi prowadzić swoją piękna brykę,
Pootwierać okna i włączyć muzykę.
Ruszył z piskiem opon, pędzi ulicami.
"Z drogi ludzie, bo jedzie Łysy z kolesiami!"

Paczka z hakiem przez rondo, na prostej do deski.
Lecz cóż to? Za krzakami stoi wóz niebieski,
Biały pasek "POLICJA"; Oj, będzie zadyma.
Obok stoi policjant i suszarkę trzyma.

Wymierzył nią w Łysego i już ząbki szczerzy,
że dali się złapać następni frajerzy.
Zamachał lizakiem i brwi zmarszczył srodze.
Drugi już rozciąga kolczatkę na drodze.

Łysy nie ma wyjścia, więc się zatrzymuje.
Policjant podchodzi, numery spisuje.
"Dzień dobry, panie władzo, spieszę się do pracy."
Krople potu spływają Łysemu po glacy.

"Dokumenty proszę, kontrola drogowa!
Jechał pan sto czterdzieści, to cyfra pechowa,
A ograniczenie tutaj jest do sześćdziesiątki,
Płaci pan sto złotych, z punktów: dwie piątki."

"Ależ Panie władzo, ja o litość proszę,
Ja takich pieniędzy przy sobie nie noszę.
Mogę dać pięćdziesiąt i będzie po sprawie,
I obiecać mogę, że się już poprawię."

Policjant, litościwy, wypuścił Łysego,
Zapłacił pięćdziesiąt, bo tyle miał swego.
Stracił dziesięć punktów, co to dla twardziela.
I tak prawo jazdy ma od bukmachera.

Koledzy Łysego mocno przerażeni,
Po stracie pieniędzy w smutku pogrążeni.
"Byłoby na nową kartę do komory,
A nie dla policji na nowe mundury. "

Oj, nie lubią policji dresiarze z pakerni,
Zresztą, kto ją lubi, prócz pani z cukierni,
U której policjanci pączki zamawiają,
Modę z Ameryki w Polsce wprowadzają.

"Nie martw się, Łysy, jeszcze ich dorwiemy,
Nie ujdzie im na sucho, tyłki im skopiemy!"
Z Łysego jest twardziel, więc się nie przejmuje
Olał temat zemsty, honor swój szanuje.

Dojechali na miejsce, gdzie Łysy ma pracę,
Wysiedli z samochodu. Łysy gładzi glacę.
Prezencję mieć trzeba, żeby mieć uznanie,
To jest dla pakera pierwsze przykazanie.

W ogromnym markecie z wieloma towarami,
Pracuje Łysy ze swymi kumplami.
Przenoszą w różne miejsca ogromne kartony,
Bo taki ma Łysy zawód wyuczony.

"Podawacz towaru" - zawód dla pakera.
Lubi swoją pracę Łysy, jak cholera.
Nie grzeją się w czaszce Łysemu sensory,
Jak niesie pod pachami dwa telewizory.

Właśnie się zbliżała dwudziesta godzina,
Sklep już opustoszał, dzionek pracy mijał.
Łysy poroznosił już wszystkie kartony,
Właśnie chciał obejrzeć w gazecie "balony".

Podchodził powoli do półki z gazetami,
Gdy wiatr się zerwał straszny, przeciąg trzasnął drzwiami.
Bardzo silny podmuch przewrócił Łysego,
Walnął głową w podłogę z betonu twardego.

Łysy znieruchomiał, głowa mu paruje,
Chyba sensor ruchu w czaszce mu się psuje,
W oczach oscyloskop, z uszu dymek leci,
leży nieruchomo w wielkiej kupie śmieci.

Jakieś ostre zwarcia i wyładowania,
dziwnie na czerwono świeci jego bania.
Lecz cóż to się dzieje? Łysy marszczy czoło.
"Nie, to niemożliwe!" - tłum krzyczy wokoło.

Łysy zaczął myśleć, mózg mu zapracował,
"Nastał cud prawdziwy" - tłumek wiwatował.
Ta metamorfoza trwała pół godziny,
Wtem wszystko ucichło, pogasły selsyny…

Które w jego głowie zawsze pracowały.
Dostał je w szpitalu, jak był jeszcze mały.
Serce bije nadal i krew w mózgu szumi,
Zmarszczył bardziej czoło, ból mu oddech tłumi.

Boli go myślenie, krwawi mózg dziewiczy,
Usiadł półprzytomny, głośno z bólu krzyczy.
Znów wszystko ustało i wstaje przytomny.
Spogląda na ludzi, i na sklep ogromny.

"Co ja tutaj robię?" - zadaje pytanie.
"Kim ja jestem? Gdzie mieszkam? Co się ze mną stanie?
Czy ja jestem sportowcem? Dlaczego mam dres?
I gdzie moje włosy?" - w głosie słychać stres.

"Czyżby on znormalniał?" - zapadło pytanie.
"Nastał cud prawdziwy! Dzięki Tobie Panie!
Ta rzecz niemożliwa stała się prawdziwa!
Kto się za tym wszystkim naprawdę ukrywa?"

Pomogli Łysemu wsiąść do samochodu,
Wolał usiąść z tyłu, bał się jechać z przodu.
Zawieźli go koledzy do domu powoli,
Bo czaszka Łysego ciągle jeszcze boli.

I mijały tygodnie. Łysy siedział w domu,
Nie chodził do pracy, nie ufał nikomu.
Zamknął się w mieszkaniu. "Co się z Łysym dzieje?"
Martwią się koledzy. Lecz Łysy się śmieje.

A powód do śmiechu ma nie byle jaki,
Ma włosy na głowie, zniknęły żylaki.
Zaczął dużo czytać, by nadrobić stratę,
Nie pił alkoholu, zaczął pić herbatę.

Wysłuchał od matki, kim był do tej pory,
Że był Łysym dresiarzem. "Byłeś bardzo chory."
Słuchał z obrzydzeniem życiowej historii
O szalikowcach, bejsbolu, pijackiej euforii.

O panienkach, o lodach, o dresach z paskami,
O "komórce", pakerni i wiadrach z koksami.
Słuchał i nie wierzył, ogromnie się brzydził
"Przecież chyba wtedy każdy ze mnie szydził!"

Wstydził się pokazać ludziom na ulicy,
Wszak mieszkał w niewielkiej willowej dzielnicy.
Wszyscy go tam znali, wszyscy się go bali,
Ludzie go za głupka wtedy uważali.

Teraz, gdy znormalniał, nie chciał być matołem,
Wolał się rozwijać, skończyć jakąś szkołę.
Marzył o karierze i chciał być studentem.
Czy mu się to uda? Wszak jest abstynentem.

Dlaczego tak ludzi zmienia środowisko,
że dla dziwnej mody mogą zrobić wszystko.
Sposób bycia zmienić, szargać swoje zdrowie.
To wszystko Łysemu nie mieści się w głowie.

Myśląc o tym wszystkim zasnął snem głębokim,
Przyśnił mu się anioł w tunelu szerokim
I powiedział Łysemu swym anielskim głosem,
że jest jego stróżem, boskim albatrosem.

Rozbłysło jasne światło za jego plecami
I odleciał anioł, machając skrzydłami.
Nasilał się i zbliżał promieni korkociąg,
Słychać było stukot. To nadjeżdżał pociąg.

Obudził się Łysy cały potem zlany,
Chciał zasnąć, lecz nie mógł, choć liczył barany.
"Czy ten sen coś oznaczał, czas wszystko pokaże,
Może to wskazówka, bym był kolejarzem."

Lecz dalsze Łysego upadki i wzloty,
Jego radość i szczęście, a także kłopoty,
To zupełnie nowa życiowa historia.
Teraz to już wszystko. Skończyłem. VIKTORIA!

 

heh i jak wam sie podoba tekscik??:D pozdro dla wszystkich!!!

tony_15 : :