Archiwum 01 grudnia 2003


gru 01 2003 Jak przeżyć i jak sie nie dać...
Komentarze: 16

Witam wszytkich... dzisaj porusze se temat o którym nie wszyscy lubia gadac - co robic : idzice samotnie w nocy i wpadacie na grupe dresów itp? A więc na początek rada dla wszytkich którzy sie po prostu w tych chwilach boja:

Podstawową zasadą jest przechodzenie na drugą strone ulicy gdy widzisz przed sobą jakąś bojówke dresów. Takie spieprzanie  ni stąd nie zowąd może ich uświadomić że może masz coś wartościowego i wtedy zaczną pościg. Jak już biec to najlepiej w strone przystanku na który podjeżdza autobus - wtedy nie ma podejrzeń że niby spiepszasz przed nimi dodatkowo wsiądziesz do bezpiecznego autobusu. Chodzi w tym o to że dresy widząc twój strach nabierają pewnościi są bardziej bojowi. Wcale nie takim złym pomysłem jest wkroczenie pewnym krokiem na chodnik zajmowany przez dresów, penerstwo - jak już nie masz wyboru i przejśc musisz. Poprostu gdy zauważą że starasz sie ich omijać, boisz się mogą cię zaczepić. A tak będą zdezorientowani. Jak zaczynają coś mówić to najlepiej ich ignorować, oczywiście z wyczuciem. Jeśli znasz dobrze jakiś język to możesz udawać że jesteś obcokrajowcem - typowy drech/pener się nie zorientuje i "odda pole". Dobrze jest nosić przy sobie nóż, wystarczy że pokażesz i po sprawie. Pomocne są równierz wszelkiej maści kastety, "motylki", gazy łzawiające itp. Jak już dojdzie co do czego chroń nerki i nos...

Jak kto woli tak sie broni... jednak w chwili starchu często nie panujemy nad soba... wedlug mnie, przynajmniej ja tak zawsze robie trzeba isc pewnie i nie zchodzić im z drogi... Kiedyś szedlem pod wieczór, ciemno już bylo-wielka ulewa i nikogo w kolo nie bylo... szlem zupelnie sam... kiedy weszlem do pasazu zobaczylem grupke dresow... heh z poczatku mialem narobione ale sie nie zdygalem... przechodze kolo nich a tu nagle jeden mnie zatrzymuje... puszcza haselko : "50 gr na autobus..." no to ja mu odpowiadam ze nie mam... (chociaz mialem chyba ze 20 zeta) a on na to: "a jak cos znjade to wszytko moje..." i zbliza reke... a ja na to "tylko mnie dotknij to Ci leb ropizer..." koles z poacztku zatkalo... odwrocil sie do kolegow a oni nic... siedza i leja sie z niego ze sobie nie umi poradzic... w konu sie wkurzylem i zaczolem isc dalej... koles byl juz niezle wkurzony... zaczal wycigac z kieszeni cos podobnego do noza... nie widzalem dokladnie bo sie przestraszylem jak nie wiem co... chcialem uciekac ale mnie trzymal... zaczal mnie ciagnac w róg... jeszce nigdy nie bylem tak wystraszony... wokolo nikogo nie bylo do pomocy... chwyciem sie muru i próbowaem się wyrwać, zaczolem sie szarpac... w koce reszte tez sie wkurzyla i wszyscy na mnie:(:(:(:( wiecie jakie uczucie??? tak krew w żylach plynie że nie można nawet sie ruszyć... w koncu puścil mnie... bylem takjakby schylony ze strachu... koles do mnie podszedl i powiedzal: "nie masz kasy!?!?- to masz..." ojojoj nieźle mi walnąl:(:(:( mówie wam...  krecilo sie w glowie chyba przez dwie godziny i glowa byla szytwna jak nie wiem co... Dostalo mi sie!!! ale przynjamniej nie poddalem sie... nigdy bym się nie poddal... gdybym mial stanąć w obronie bliskich mi osób stanąlbym... nawet kiedyby walka byla nierówna... Nie wiem czemu tak u mnie jest... ale ja nie boję się bólu... kiedyś przeżywalem wiele straszliwych męk... ale zawsze zaciskalem sobie zęby i wmawialem sobie ze wyjde z tego...

Pozdro dla wszytkich! papapa

tony_15 : :